SŁOWO WPROWADZENIA
Zapraszamy do włączenia się w PROJEKTY NADZIEI, propozycję przygotowaną przez Siostry Salezjanki z okazji 100-lecia obecności Zgromadzenia w Polsce.
Przez 9 miesięcy, od października do czerwca 2021, jako grupa ŚDM możemy zrobić coś dobrego. W myśl słów Papieża Franciszka z orędzia na XXXV ŚDM: Obyście zawsze słyszeli jęk tych, którzy cierpią; wzruszali się tymi, którzy płaczą i umierają w dzisiejszym świecie (…) Niech ludzkie rany staną się waszymi, a będziecie nieśli nadzieję w ten świat.
Na każdy miesiąc dajemy propozycję Słowa Bożego, związaną z wyjściem Abrahama, fragment z historii pierwszych Sióstr Salezjanek w Polsce (zwłaszcza s. Laury Meozzi) oraz propozycję konkretnego zaangażowania.
Na bazie tych treści można zrobić jakiś dłuższy moment formacyjny, np.: spotkanie ze Słowem, a przede wszystkim przyjąć i zrealizować konkretny pomysł „projektu nadziei”. Oczywiście nie trzeba trzymać się sztywno rozkładu. Można samemu rozpoznać: kto i gdzie potrzebuje naszej pomocy. Można zmieniać kolejność. CHODZI PO PROSTU O TO, BY OTWORZYĆ OCZY I WSTAĆ Z KANAPY, BY ZANIEŚĆ TROCHĘ NADZIEI DO ŚWIATA.
PROPOZYCJE PROJEKTÓW
I – PAŹDZIERNIK – BYĆ NADZIEJĄ MISJI – SZKOŁA W KIJOWIE
Z Księgi Rodzaju
Pan rzekł do Abrama: «Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę. Uczynię bowiem z ciebie wielki naród, będę ci błogosławił i twoje imię rozsławię: staniesz się błogosławieństwem. Będę błogosławił tym, którzy ciebie błogosławić będą a tym, którzy tobie będą złorzeczyli, i ja będę złorzeczył. Przez ciebie będą otrzymywały błogosławieństwo ludy całej ziemi». Abram udał się w drogę, jak mu Pan rozkazał, a z nim poszedł i Lot. /Rdz 12, 1-4a/
Z historii
Podróżowały razem jak rodzone siostry. Trzy Włoszki i trzy Polki. Był 30 października 1922 r. Z Nizza Monferrato poprzez Asti, Mediolan, Wenecję – a dalej przez Austrię i Czechosłowację jechały do Polski, daleko na północ, ku granicy rosyjskiej. Skąd wzięła się u tych Włoszek odważna decyzja wyjazdu? Nie warto o to pytać, wkracza się bowiem w zakres spraw niepojętych. (…) Świt 5 listopada zastał je w Oświęcimiu. Gdy tylko pociąg z wielkim zgrzytem kół zatrzymał się, usłyszały radosne wołanie: „Siostry, siostry!”. Dyrektor salezjanów, ks. Świerc, wśród śnieżycy przybył na dworzec, by je spotkać. Wskoczył do pociągu, chwycił bagaże i szybko naprzód! To braterskie powitanie napełniło ciepłem serca zmęczonych podróżniczek. Szybko przeszły przez uśpione jeszcze miasteczko i znalazły się w kaplicy Zgromadzenia, by tam ogrzać sobie dusze. Ksiądz Kuczewski odprawił Mszę św. Ta pierwsza Msza św. na ziemi polskiej była dla siostry Laury prawdziwą ofiarą, bolesną, krzyżową. Wszak to ona właśnie jako młoda profeska, na początku wieku prosiła, by posłano ją na misje do trędowatych. Tymczasem zatrzymano ją we Włoszech. Pracowała w różnych szkołach, powierzano jej rozmaite zadania, które wypełniała z wielką dobrocią, pod znakiem krzyża. Teraz, mając 48 lat, stawiała pierwsze kroki na zupełnie nieoczekiwanym terenie misyjnym. Następnego dnia siostry wyjechały z ks. Świercem, który opuścił je dopiero wówczas, gdy stwierdził, że ulokowały się na północy, w Różanymstoku. Wieś ta miała stać się odtąd polem ich pracy. Siostry przez 200 km jechały niezmierzoną równiną, otuloną mgłami i coraz to bielszą od śniegu. Potem jeden dzień spędziły w Warszawie, gdzie złożyły wizytę nuncjuszowi apostolskiemu, następnie znów wsiadły do pociągu i po przejechaniu 300 km, znalazły się prawie na granicy litewskiej. Pociąg zawiózł je aż do końcowej stacji i tam znalazły się w bezkresnej samotni, ożywionej jedynie tętentem koni, czarną plamą kilku chłopskich wozów i radosnym powitaniem przybyłego na ich spotkanie dyrektora z Różanegostoku. Była godzina 12.00. Blady promień słońca towarzyszył im na tej zaśnieżonej drodze, znaczonej jedynie koleinami kół. Siostry oparte o swe bagaże, siedząc na wozie na słomie, odmawiały Anioł Pański: Ecce ancilla Domini, fiat mihi secundum verbum tuum… Na horyzoncie chwiały się postrzępione wierzchołki brzóz i modrzewi. Drzewa stały po lewej i prawej stronie drogi tworząc korytarz, którego końca nie było widać. /W kraju brzóz str. 1 – 9 w wersji elektronicznej/.
Z listu Misjonarki
1 września otworzyłyśmy katolicką, salezjańską szkołę w Kijowie, im. Jana Pawła II, klasę pierwszą. Na początek prowadzimy swoją działalność w pomieszczeniach budynku (parter i I piętro), udostępnionych bezpłatnie. Z pomocą Bożą i Dobrodziejów będziemy starali się o wybudowanie nowej szkoły. Planujemy prowadzić działalność wychowawczo-edukacyjną w pierwszej kolejności dla dzieci z rodzin rzymskokatolickich z Kijowa i regionu Kijowa. Będziemy również otwarci dla wszystkich zainteresowanych rodziców innych wyznań, którzy zechcą, aby ich dzieci były formowane i wychowywane na zasadach wartości chrześcijańskich. Szczególna uwaga zostanie zwrócona na dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. W przyszłości planujemy, poza klasami nauczania początkowego, otworzyć również Gimnazjum (klasy V-IX). Szkoła będzie kierowała się duchowością chrześcijańską w duchu salezjańskim. Ważne jest dla nas: pomóc dzieciom otrzymać oświatę na wysokim poziomie, jak również dbać o rozwój osobowości i duchowości każdego ucznia. W szkole będzie realizowany system prewencyjny Księdza Bosko, co będzie nowością dla Kijowa.
Będziemy dążyć do tego, aby szkoła była nie tylko instytucją, ale rodziną, w której każde dziecko jest kochane, oczekiwane i szanowane, gdzie rozwijane są talenty i każde dziecko jest traktowane indywidualnie.
W Kijowie nas, jako Zgromadzenia Sióstr Salezjanek, jeszcze nie znają, dlatego też nie możemy liczyć od razu na dużą liczbę uczniów. Pomimo to mamy świadomość, że jest wielka potrzeba katolickiej szkoły w tym środowisku, poprowadzonej w salezjańskim duchu. W ogóle na całą Ukrainę jest tylko 12 katolickich szkól. Mamy potrzebę zakupienie podręczników, materiałów dydaktycznych i kancelaryjnych, talerzy, kubków i sztućców stołowych, materiałów dla zajęć na grupy zainteresowań, dla zajęć sportowych, gier planszowych. Duże wydatki idą na opłacenie stypendium dla nauczycieli i wychowawców. Jesteśmy bardzo wdzięczne wszystkim Dobrodziejom i codziennie się modlimy w ich intencjach, bo rozumiemy, że bez ich pomocy nie dałybyśmy rady prowadzić naszą działalność.
Propozycja włączenia w projekt
II – LISTOPAD – BYĆ NADZIEJĄ UBOGICH/BEZDOMNYCH
Z Księgi Rodzaju
Stamtąd zaś przeniósł się na wzgórze na wschód od Betel i rozbił swój namiot pomiędzy Betel od zachodu i Aj od wschodu. Tam również zbudował ołtarz dla Pana i wzywał imienia Jego. Zwinąwszy namioty, Abram wędrował z miejsca na miejsce w stronę Negebu. Kiedy zaś nastał głód w owym kraju, Abram powędrował do Egiptu, aby tam przez pewien czas pozostać; był bowiem ciężki głód w Kanaanie. /Rdz 12, 8-10/
Z historii
Siostry, które zamieszkały w dawniejszym, ogołoconym ze wszystkiego domu popa, kaszlały i miały katar. Paliły drewnem w wielkim piecu i czekały na jakiś znak Opatrzności. Że życie tam było ubogie, dowiadujemy się również z grudniowego numeru „Notizario delle Figlie di Maria Ausiliatrice” (Kronika Córek Maryi Wspomożycielki) z 1922 r.: „Z Różanegostoku docierają wiadomości pocieszające. Nasze siostry zostały tam przyjęte z radością (…). Ta nowa misja z pewnością będzie rozkwitać, gdyż u jej podwalin nie brakuje tej charakterystycznej cechy, jaką ksiądz Bosco pragnął widzieć u początków swych dzieł: ubóstwa. Ale drogie siostry piszą: „Jesteśmy bardzo szczęśliwe”. Mają one nadzieję, z pomocą Maryi Wspomożycielki i czcigodnych salezjanów, zrobić wiele dobrego dla sierotek, które zostaną powierzone ich opiece i dla ludności tej okolicy, tak boleśnie doświadczonej wpierw przez rząd rosyjski, a potem przez zniszczenia bolszewickie. /str. 8-10/
Wszystkie siostry, poza swymi określonymi zadaniami, wykonywały to, co trzeba było zrobić. Na zmianę jedna z sióstr pełniła nocny dyżur, chodząc po sypialniach tu i ówdzie oświetlonych nikłymi lampkami. Wokół ogromnego pieca suszyły się wyprane majteczki i koszulki, wykręcone tak mocno, aby rano mogli je malcy włożyć suche. Nie mieli bowiem bielizny na zmianę.
W tym początkowym okresie, pewien salezjanin, ks. Kopa wróciwszy z Włoch, gdzie zetknął się z działalnością Córek Maryi Wspomożycielki, przyjechał do Różanegostoku, aby zwiedzić sierociniec. Prowadzono go od domku do domku. Obejrzał sale, refektarze, potem wszedł do sypialni. Ze zdziwieniem spojrzał na grupę chłopców spokojnie leżących w łóżkach. „Czy są chorzy?” – Spytał towarzyszącą mu siostrę, ale ta milczała. „Co wam dolega?” – zapytał dzieci, które też milczały. Wreszcie jakieś dziecko jednym tchem powiedziało: „Piorą nam koszule i spodenki. Dlatego zostaliśmy w łóżku, ale potem zaraz wstaniemy”. /str. 12/
Biskup Matulewicz zwiedził duże szkoły i warsztaty salezjańskie, potem udał się do sierocińca, gdzie wszyscy oczekiwali go z wielkim napięciem. Jedna z dziewczynek powiedziała wierszyk, jakiś chłopczyk odczytał słowa powitania, wszyscy pięknie odśpiewali pieśń, bo siostra Juzek uznawała tylko rzeczy doskonałe… Biskup zauważył, że buciki dzieci były zniszczone, ale błyszczące; że sweterki i marynareczki połatane, ale czyste; że sukieneczki były pocerowane i wypłowiałe, ale upiększone lub zakryte kolorowymi fartuszkami. Dziewczynki miały we włosach kokardy, Bóg wie ile razy prane, ale lekko ukrochmalone i wyprasowane. Wyglądały uroczyście i ładnie. Wszystko to było zasługą siostry Laury, która we wszystkim była artystką, jak Florencja, z której pochodziła. /str. 13/
W owych czasach nasze wyżywienie było nie tylko ubogie, ale wręcz nędzne, ponieważ brakowało wszystkiego. Wszystko sprzedawano na kartki, racjonując. Chleb był czarny i w nikłej ilości; ziemniaki wydzielane na sztuki; tłuszcz i inne produkty także w ilościach minimalnych, gdyż przydziały rządowe okazały się zbyt skąpe. Matka Laura zaś nieustannie martwiła się brakiem rzeczy niezbędnych. Nie raz widziałam, jak płakała przed ołtarzem. Dzieci były głodne, a ona nie miała im co dać. Widziałam, jak modliła się gorąco… Nie potrafię modlić się tak jak ona, ale zawsze gdy modlę się, mam ją przed oczyma. Często przed świtem zastawałam ją klęczącą przed tabernakulum w kaplicy, na rozmowie z Bogiem. Mówiła z Nim tak, jak rozmawia się z kimś bliskim i żywym, z kimś, kto nas słucha”. Matylda stwierdza też, że ludność ogromnie kochała siostry i sieroty, ale wszyscy żyli w wielkiej biedzie spowodowanej wojną i bolszewickim najazdem. Pewnego jednak dnia zjawił się jakiś gospodarz i przyprowadził krowę. „To dla was” – powiedział z prostotą i odszedł. /str. 14 – 15/
Propozycja włączenia się w projekt
III – GRUDZIEŃ – BYĆ NADZIEJĄ RODZIN
Z Księgi Rodzaju
Gdy Terach miał siedemdziesiąt lat, urodzili mu się synowie: Abram, Nachor i Haran. Oto dzieje potomków Teracha. Terach był ojcem Abrama, Nachora i Harana, a Haran był ojcem Lota. Haran zmarł jeszcze za życia Teracha, swego ojca, w kraju, w którym się urodził, w Ur chaldejskim. Abram i Nachor wzięli sobie żony. Imię żony Abrama było Saraj, imię zaś żony Nachora – Milka. Była to córka Harana, który miał jeszcze drugą córkę imieniem Jiska. Saraj była niepłodna, nie miała więc potomstwa. Terach, wziąwszy z sobą swego syna Abrama, Lota – syna Harana, czyli swego wnuka, i Saraj, swą synową, żonę Abrama, wyruszył z nimi z Ur chaldejskiego, aby się udać do kraju Kanaan. Gdy jednak przyszli do Charanu, osiedlili się tam. Terach doczekał dwustu i pięciu lat życia i zmarł w Charanie. /Rdz 11, 26-32/
Z historii
By przejść z domu do domu, trzeba było wędrować w śniegowych tunelach: wysokie, białe zwały śniegu pokryły brunatną ziemię. Kończył się rok 1923. Dla 6 „misjonarek” zbliżało się drugie Boże Narodzenie. Siostry przygotowywały dla swych „dzieci” małe niespodzianki. Inżynier Tymieniecki, który kierował pracami w tym wielkim kompleksie i który miał okazję naocznie przekonać się o nadspodziewanych zmianach na lepsze u dzieci oraz o nieustannych, ofiarnych wysiłkach sióstr, zgłosił się do dyrektorki, siostry Laury z propozycją: „Matko, ja pomyślę o podarkach gwiazdkowych dla dzieci”.
Siostra Meozzi, z właściwą sobie subtelnością, podziękowała mu i zapewniła, że modlić się będą w jego intencji i dorośli, i dzieci. W czasie rozmowy zbliżyli się do okna. Biedne istotki, które przybyły tu przed 8 miesiącami wychudzone i obdarte, teraz bawiły się wesoło na białym śniegu. W wieczór wigilijny, przed bramę domu sióstr zajechał powóz. Dawny szpital znajdował się naprzeciwko. Z jego okien uśmiechnięte buzie zerkały to na ślicznego konia, który grzebał nogą, to na inżyniera, który wyładowywał tajemnicze paczki… Kronikarka zanotowała: „Przywiózł on nie tylko zabawki, ale i bogaty podwieczorek dla wszystkich”. /str. 14/
Propozycja włączenia się w projekt
IV – STYCZEŃ – BYĆ NADZIEJĄ SENIORÓW
Z Księgi Rodzaju
Pan ukazał się Abrahamowi pod dębami Mamre, gdy ten siedział u wejścia do namiotu w najgorętszej porze dnia. Abraham spojrzawszy dostrzegł trzech ludzi naprzeciw siebie. Ujrzawszy ich podążył od wejścia do namiotu na ich spotkanie. A oddawszy im pokłon do ziemi, rzekł: «O Panie, jeśli darzysz mnie życzliwością, racz nie omijać Twego sługi! Przyniosę trochę wody, wy zaś raczcie obmyć sobie nogi, a potem odpocznijcie pod>drzewami. Ja zaś pójdę wziąć nieco chleba, abyście się pokrzepili, zanim pójdziecie dalej, skoro przechodzicie koło sługi waszego». A oni mu rzekli: «Uczyń tak, jak powiedziałeś». Abraham poszedł więc spiesznie do namiotu Sary i rzekł: «Prędko zaczyń ciasto z trzech miar najczystszej mąki i zrób podpłomyki». Potem Abraham podążył do trzody i wybrawszy tłuste i piękne cielę, dał je słudze, aby ten szybko je przyrządził. Po czym, wziąwszy twaróg, mleko i przyrządzone cielę, postawił przed nimi, a gdy oni jedli, stał przed nimi pod drzewem. Zapytali go: «Gdzie jest twoja żona, Sara?» – Odpowiedział im: «W tym oto namiocie». Rzekł mu [jeden z nich]: «O tej porze za rok znów wrócę do ciebie, twoja zaś żona Sara będzie miała wtedy syna». Sara przysłuchiwała się u wejścia do namiotu, [które było tuż] za Abrahamem. Abraham i Sara byli w bardzo podeszłym wieku. Toteż Sara nie miewała przypadłości właściwej kobietom. Uśmiechnęła się więc do siebie i pomyślała: «Teraz, gdy przekwitłam, mam doznawać rozkoszy, i mój mąż starzec?» Pan rzekł do Abrahama: «Dlaczego to Sara śmieje się i myśli: Czy naprawdę będę mogła rodzić, gdy już się zestarzałam? Czy jest coś, co byłoby niemożliwe dla Pana? Za rok o tej porze wrócę do ciebie, i Sara będzie miała syna». Wtedy Sara zaparła się, mówiąc: «Wcale się nie śmiałam» – bo ogarnęło ją przerażenie. Ale Pan powiedział: «Nie. Śmiałaś się!»/Rdz 18, 1-15/
Z historii
Biskup życzliwie potraktował wyznanie proboszcza: „Ekscelencjo, tu nikt nie otrzymał jeszcze sakramentu bierzmowania”. Przyrzekł powrócić niedługo, gdy tylko wszyscy będą przygotowani do przyjęcia tego sakramentu. Na lekcje katechizmu przychodzić zaczęli razem z dziećmi również starsi: matki, ojcowie, a nawet dziadkowie z Różanegostoku i pobliskich wsi. /str. 13/
Siostra Marianna Figiel pojechała odwiedzić swą matkę staruszkę, od dawna mieszkającą samotnie. W jej domu zawsze przed ikoną paliło się światło. W tej kobiecie tak bardzo doświadczonej żyła wiara, jednakże po 32 latach rozłąki z córką, po licznych cierpieniach i zgonach bliskich osób, po wygnaniu (Marianna urodziła się w Kromołowie zabranym przez Rosjan), serce jej domagało się należnej mu części. Wiktoria Figiel, z domu Leska, zaczęła domagać się swych praw: „Czas, byś została ze swą matką. Nie powinnaś już wracać do klasztoru”. Marianna, opowiadając potem Matce Laurze o tej ciężkiej próbie, powiedziała: „Mama była bardzo zagniewana!” Ostatniego dnia swego pobytu w domu siostra Marianna poszła do kościoła parafialnego na Mszę św. i ze wszystkich sił błagała Matkę Bożą, by zechciała wstawić się za nią. Po powrocie do domu usłyszała: „Nie przejmuj się moimi słowami, córko. Zbieraj się i jedź z Bogiem”. Wiktoria znów odzyskała swą heroiczną postawę. /str. 25/
Propozycja włączenia się w projekt
V – LUTY – BYĆ NADZIEJĄ CHORYCH
Z Księgi Rodzaju
Sara doczekała się stu dwudziestu siedmiu lat życia. Zmarła ona w Kiriat-Arba, czyli w Hebronie, w kraju Kanaan. Abraham rozpoczął więc obrzędową żałobę po Sarze, aby ją opłakać. /Rdz 23, 1-2.
A gdy Abraham dożył lat stu siedemdziesięciu pięciu, zbliżył się kres jego życia i zmarł w późnej, lecz szczęśliwej starości, syt życia, i połączył się ze swoimi przodkami. Izaak i Izmael, synowie Abrahama, pochowali go w pieczarze Makpela na polu Efrona, syna Sochara Chetyty, w pobliżu Mamre. Na tym polu, które nabył Abraham od Chetytów, został on pochowany obok swej żony, Sary. /Rdz 25, 7-10/
A Izmael, mając sto trzydzieści siedem lat, zachorował, umarł i połączył się ze swoimi przodkami. /Rdz 25, 17/
Z historii
Siostra Laura cierpiała na straszny ból uszu, spowodowany dotkliwym zimnem, ale starała się nie zwracać na to uwagi. Od razu wzięła się do pracy, z tym duchem mądrej inicjatywy, który wprawdzie leżał w jej naturze, ale który przede wszystkim był przyswojeniem owego „pracujmy!” księdza Bosko. Przecież to on właśnie zamiast umartwień i dyscypliny zalecał „pracę, pracę, pracę”. Jeżeli modliła się o zdrowie, to właśnie po to, by móc lepiej służyć. /str. 9/
Dwudziestego ósmego grudnia siostra Anna Juzek została wezwana telegraficznie do ciężko chorego wuja księdza. Wyjechała natychmiast na Górny Śląsk. Opiekowała się księdzem przez ostatnie dni jego życia, odwdzięczając mu się w ten sposób za okazywaną dobroć. Kapłan zmarł na początku marca i testamentem zapisał siostrze wszystko, co posiadał. Dzięki temu Różanystok otrzymał trochę mebli, które zresztą dotarły tam dopiero po długim czasie i mocno zniszczone. /str. 9/
Siostra Laura – która w młodości uczęszczała na wykłady medyczne i która potem zdobyła praktykę w małym ambulatorium dla biednych, stworzonym przez nią z pomocą matki i siostry Rity w rodzinnej willi w pobliżu Lukki, gdzie jej rodzina spędzała letnie wakacje – zorganizowała coś w rodzaju ambulatorium – infirmerii – apteki. Mieściło się ono w jej pokoiku, który był jakby sercem domu, miejscem przede wszystkim gościnnym – zawsze i dla każdego. Serdeczne avanti, avanti zapraszało do zwierzeń./str. 12/
Po gwiazdce powierzono mi opiekę nad małymi sierotami. Wiele z nich było przeziębionych, kaszlało. Dużo dziewczynek miało owrzodzone główki. Inne dzieci cierpiały na odmrożenia rąk i nóg. Matka Laura (obraz ten ciągle jeszcze mam przed oczyma), prowadziła maleństwa do swego pokoju, opasywała się białym płótnem, sadzała biedactwo na stole i tak, jak to robi lekarz, nożyczkami chirurgicznymi i wydezynfekowanymi szczypczykami usuwała sczerniałe części odmrożonych miejsc, a potem bandażowała rączki i nóżki z tak wielką delikatnością, że patrząc na to wstrzymywałam łzy wzruszenia. Posiadała w sobie coś tak szlachetnie matczynego, że nigdy w życiu tego nie zapomnę. Widywałam też wielokrotnie, jak szła do kuchni i sama przygotowywała posiłki: wszyscy twierdzili wówczas, że są specjalnie dobre. /str. 15/
Propozycja włączenia się w projekt
VI – MARZEC – BYĆ NADZIEJĄ ŻYCIA
Z Księgi Rodzaju
Sara widząc, że syn Egipcjanki Hagar, którego ta urodziła Abrahamowi, naśmiewa się z Izaaka, rzekła do Abrahama: «Wypędź tę niewolnicę wraz z jej synem, bo syn tej niewolnicy nie będzie współdziedzicem z synem moim Izaakiem». To powiedzenie Abraham uznał za bardzo złe – ze względu na swego syna. A wtedy Bóg rzekł do Abrahama: «Niechaj ci się nie wydaje złe to, co Sara powiedziała o tym chłopcu i o twojej niewolnicy. Posłuchaj jej, gdyż tylko od Izaaka będzie nazwane twoje potomstwo. Syna zaś tej niewolnicy uczynię również wielkim narodem, bo jest on twoim potomkiem». Nazajutrz rano wziął Abraham chleb oraz bukłak z wodą i dał Hagar, wkładając jej na barki, i wydalił ją wraz z dzieckiem. Ona zaś poszła i błąkała się po pustyni Beer-Szeby. A gdy zabrakło wody w bukłaku, ułożyła dziecko pod jednym krzewem, po czym odeszła i usiadła opodal tak daleko, jak łuk doniesie, mówiąc: «Nie będę patrzała na śmierć dziecka». I tak siedząc opodal, zaczęła głośno płakać. Ale Bóg usłyszał jęk chłopca i Anioł Boży zawołał na Hagar z nieba: «Cóż ci to, Hagar? Nie lękaj się, bo usłyszał Bóg jęk chłopca tam leżącego. Wstań, podnieś chłopca i weź go za rękę, bo uczynię go wielkim narodem». Po czym Bóg otworzył jej oczy i ujrzała studnię z wodą; a ona poszła, napełniła bukłak wodą i dała chłopcu pić. Bóg otaczał chłopca opieką, gdy dorósł. Mieszkał on na pustyni i stał się łucznikiem. Mieszkał stale na pustyni Paran; matka zaś jego sprowadziła mu żonę z ziemi egipskiej. /Rdz 16, 9-21/
Z historii
Pewnego dnia na pustym polu policja znalazła porzuconą tam i bliską śmierci około 2 – letnią dziewczynkę. Zaniesiono ją Matce Laurze, a ta natychmiast przyjęła ją mówiąc: „Zadbam o nią osobiście, mam nadzieję, że uda się ją uratować”. Dziecko pokryte było krostami i pęcherzami. Płakało z wygłodzenia. Matka Laura kazała przynieść mleka, nakarmiła je i zaopiekowała się nim serdecznie. Powoli dziewczynka doszła do siebie. U Córek Maryi Wspomożycielki pozostała na stałe. Nikt jej nigdy potem nie szukał”. O dziecku tym wspomina również siostra Wanda Brylińska: „Matka Laura przyjęła dziewczynkę, zaniosła do siebie, umyła, nakarmiła, opatrzyła rany. Wstawiła do swego pokoiku łóżeczko. Dziewczynkę nazywano Helenką albo Helą. Miała chore oczy i prawie nie widziała. Matka Laura kazała leczyć ją w Wilnie, niestety nic nie dało się zrobić: Hela straciła wzrok. Widziałyśmy wówczas, jak Matka Laura długo płakała przed tabernakulum powtarzając: Panie, Panie, bądź wola Twoja”. /str. 20/
Propozycja włączenia się w projekt
VII – KWIECIEŃ – BYĆ NADZIEJĄ MIŁOŚCI – DZIECI Z DOMÓW DZIECKA
Z Księgi Rodzaju:
A po tych wydarzeniach Bóg wystawił Abrahama na próbę. Rzekł do niego: «Abrahamie!» A gdy on odpowiedział: «Oto jestem» – powiedział: «Weź twego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jakie ci wskażę». Nazajutrz rano Abraham osiodłał swego osła, zabrał z sobą dwóch swych ludzi i syna Izaaka, narąbał drzewa do spalenia ofiary i ruszył w drogę do miejscowości, o której mu Bóg powiedział. Na trzeci dzień Abraham, spojrzawszy, dostrzegł z daleka ową miejscowość. I wtedy rzekł do swych sług: «Zostańcie tu z osłem, ja zaś i chłopiec pójdziemy tam, aby oddać pokłon Bogu, a potem wrócimy do was». Abraham, zabrawszy drwa do spalenia ofiary, włożył je na syna swego Izaaka, wziął do ręki ogień i nóż, po czym obaj się oddalili. Izaak odezwał się do swego ojca Abrahama: «Ojcze mój!» A gdy ten rzekł: «Oto jestem, mój synu» – zapytał: «Oto ogień i drwa, a gdzież jest jagnię na całopalenie?» Abraham odpowiedział: «Bóg upatrzy sobie jagnię na całopalenie, synu mój». I szli obydwaj dalej. A gdy przyszli na to miejsce, które Bóg wskazał, Abraham zbudował tam ołtarz, ułożył na nim drwa i związawszy syna swego Izaaka położył go na tych drwach na ołtarzu. Potem Abraham sięgnął ręką po nóż, aby zabić swego syna. Ale wtedy Anioł Pański zawołał na niego z nieba i rzekł: «Abrahamie, Abrahamie!» A on rzekł: «Oto jestem». [Anioł] powiedział mu: «Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna». Abraham, obejrzawszy się poza siebie, spostrzegł barana uwikłanego rogami w zaroślach. Poszedł więc, wziął barana i złożył w ofierze całopalnej zamiast swego syna. I dał Abraham miejscu temu nazwę „Pan widzi”. Stąd to mówi się dzisiaj: «Na wzgórzu Pan się ukazuje». Po czym Anioł Pański przemówił głośno z nieba do Abrahama po raz drugi: «Przysięgam na siebie, wyrocznia Pana, że ponieważ uczyniłeś to, a nie oszczędziłeś syna twego jedynego, będę ci błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka piasku na wybrzeżu morza; potomkowie twoi zdobędą warownie swych nieprzyjaciół. Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia [takiego, jakie jest udziałem] twego potomstwa, dlatego że usłuchałeś mego rozkazu». Abraham wrócił do swych sług i wyruszywszy razem z nimi w drogę, poszedł do Beer-Szeby. /Rdz 22, 1-19/
Z historii
Wszystkim leżało na sercu umieszczenie w bezpiecznym miejscu wielu, wielu dzieci opuszczonych pod przymusem lub też repatriowanych z dalekich regionów Rosji, aż z Syberii. Było ich bardzo dużo. /str. 9/
W dzień Zmartwychwstania Pańskiego, 1 kwietnia 1923 r., kamień grobowy został odwalony. Otwarły się podwoje nowego życia. Z Białegostoku przyjechał wojewoda, by przekonać się czy pomieszczenia są gotowe i aby przyspieszyć sprawy. Chodziło o to, żeby za dwa tygodnie chłopcy i dziewczęta mogli znaleźć się w Różanymstoku. Powróciło bowiem wielu repatriantów. ( Z kroniki).
Przyspieszono więc prace, ażeby mali nieznani z diaspory, po przyjeździe znaleźli tu dom i ognisko domowe, biedne wprawdzie, ale pachnące „naszą ziemią” i „naszym chlebem”. Do pracy ochoczo włączyli się salezjanie i starsi chłopcy. Znalazła się również – niczym zagubiona jaskółka – młoda prawosławna Rosjanka. Cały jej majątek stanowiła sukienka, którą miała na sobie. Uciekła, ukrywając się wśród repatriantów. Być może była jedną z dawnych uczennic szkoły sióstr prawosławnych, gdyż szła w kierunku Różanegostoku. Twierdziła, że chce zostać katoliczką. Dano jej jeść, ubrano w ciepłą odzież i oto teraz ona również pracowała przy urządzeniu sypialni, nosząc materace, koce, prześcieradła i poduszki.
Z Sokółki przybył starosta i poprosił, by siostry pojechały spotkać się z grupą chłopców, znajdujących się w tym mieście, a skierowanych do Różanegostoku. Siostra Laura i siostra Juzek po powrocie stwierdziły: „Chłopcy mieszkają w tak biednych chatach i mają tak nędzną odzież, że wzbudzają litość”.
Piętnastego maja siostra Laura oznajmiła swym towarzyszkom: „Telefonowano z Sokółki, że dzieci są już gotowe, i że należy je odebrać”. Następnego dnia siostra Juzek i siostra Mazzoli pojechały. Gdy przybyły do tak zwanego sierocińca i gdy zobaczyły te biedne istoty, z trudem powstrzymywały łzy. Jakaś panienka, która pełniła tam rolę asystentki, oprowadziła siostry po wszystkich pomieszczeniach. Dzieci patrzyły na siostry z lękiem. Nigdy dotąd nie widziały sióstr.
Niczego nie wymyślamy. Nie piszemy powieści. Przepisujemy po prostu z kroniki: „Dzieci nie posiadają ani pończoch, ani butów, w ich łóżkach brak prześcieradeł. Śpią okryte nędznym kocem, który narzucają sobie na ramiona, gdy wychodzą. Jest ich około 80 chłopców i dziewczynek w wieku od 3 do 14 lat, obdartych, wychudzonych. A w kronice Zgromadzenia Córek Maryi Wspomożycielki czytamy: „Dobre siostry z Różanegostoku piszą, że wreszcie mogły otworzyć sierociniec: 80 dzieci zamieszkało pod dachem domu Maryi Wspomożycielki i znalazło tam schronienie, bezpieczeństwo, a przede wszystkim opiekę duchową. Są biedne, pozbawione nauki, chore. Ofiary udręczenia i zaniedbania w czasie strasznych zamieszek politycznych, jakie przeżywał ich kraj. Dlatego dobre siostry robią wszystko, żeby je pocieszyć, doprowadzić do porządku, nauczyć dyscypliny, by mogły zapomnieć o tym złu, którego niestety zakosztowały, by nauczyć je religii i cnoty. Nie brakuje biedy i wyrzeczeń (…), jednakże siostry tym bardziej starają się otoczyć opieką małych Polaków i pomóc biednym rodzinom, straszliwie dotkniętym materialnie, a jeszcze bardziej moralnie okropnymi skutkami wojny. Maryja Wspomożycielka niechaj błogosławi tak wielki trud”. /str. 11/
Propozycja włączenia się w projekt
VIII – MAJ – BYĆ NADZIEJĄ WIARY – DZIECI PIERWSZOKOMUNIJNE – OŁTARZ oraz PATRIOTYZM
Z Księgi Rodzaju:
Abram wywędrował więc z Egiptu z żoną i całym dobytkiem swoim oraz z Lotem do Negebu. A był Abram już bardzo zasobny w trzody, srebro i złoto. Zatrzymując się na postojach, Abram zawędrował z Negebu do Betel, do tego miejsca, w którym przedtem rozbił swe namioty, między Betel i Aj, do tego miejsca, w którym uprzednio zbudował ołtarz i wzywał imienia Pana. (…) Abram zwinął swe namioty i przybył pod Hebron, gdzie były dęby Mamre. Osiedliwszy się tam, zbudował ołtarz dla Pana. /Rdz 13, 1-4. 18/
A gdy słońce chyliło się ku zachodowi, Abram zapadł w głęboki sen i opanowało go uczucie lęku, jak gdyby ogarnęła go wielka ciemność. I wtedy to Pan rzekł do Abrama: «Wiedz o tym dobrze, iż twoi potomkowie będą przebywać jako przybysze w kraju, który nie będzie ich krajem, i przez czterysta lat będą tam ciemiężeni jako niewolnicy; aż wreszcie ześlę zasłużoną karę na ten naród, którego będą niewolnikami, po czym oni wyjdą z wielkim dobytkiem. Ale ty odejdziesz do twych przodków w pokoju, w późnej starości zejdziesz do grobu. Twoi potomkowie powrócą tu dopiero w czwartym pokoleniu, gdy już dopełni się miara niegodziwości Amorytów». A kiedy słońce zaszło i nastał mrok nieprzenikniony, ukazał się dym jakby wydobywający się z pieca i ogień niby gorejąca pochodnia i przesunęły się między tymi połowami zwierząt. Wtedy to właśnie Pan zawarł przymierze z Abramem, mówiąc: «Potomstwu twemu daję ten kraj, od Rzeki Egipskiej aż do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat, wraz z Kenitami, Kenizytami, Kadmonitami, Chetytami, Peryzzytami, Refaitami, Amorytami, Kananejczykami, Girgaszytami i Jebusytami». /Rdz 15, 12-21/
Z historii
Biskup wileński, Jerzy Matulewicz słyszał zadziwiające wprost rzeczy o sierocińcu Córek Maryi Wspomożycielki z Różanegostoku. Postanowił przekonać się osobiście, czy rzeczywistość zgodna jest z opowiadaniami. Zapowiedział się na święto Narodzin Najświętszej Maryi Panny, na dzień 8 września. Od przeszło 100 lat nie widziano w tych okolicach biskupa. Uroczystość wypadła wspaniale. Piętnaścioro dzieci – chłopców i dziewczynek przyjęło I Komunię św. Siostra Mazzoli, kronikarka, z widocznym zadowoleniem zapisała: „Wszystkie dzieci w nowych strojach: dziewczynki w białych sukienkach, chłopcy w czarnych ubrankach”. /str. 13/
Teraz wyzwolona z niewoli Polska, nie tylko z wdzięcznością i błaganiem pielgrzymowała do Częstochowy, ale każde miasto, każda wieś, każda zagroda przystrajała się odświętnie i napełniała weselem. Również Różanystok – salezjańska wioska – jak to wynika z kroniki, święto narodowe i religijne obchodziła w sposób bardzo uroczysty. Matka Laura, pomimo doskwierającej im biedy, ubrała grupę dzieci na biało – czerwono. Dzieci ubrane w barwy polskiej flagi maszerowały z dumą. Ta pochodząca z Florencji kobieta, pokochała polską ziemię, tak bardzo doświadczoną, uznając ją za swoją drugą ojczyznę. Podobno, gdy dochodziły do niej wieści o występkach popełnionych przez jakiegoś złoczyńcę wołała: „Ale on nie jest przecież Polakiem!” /str. 18/
Tak jak z ojca na syna przekazywane jest życie i święte obrazy, tak z pokolenia na pokolenie – bez względu na to, co się zdarza – przekazywana jest wiara. Pomimo przemian dziejowych, dusza słowiańska – nie wyłączając rosyjskiej – pozostaje świadomie Boża. Bardzo dużo zawdzięcza w tym względzie kobiecie: żonie, matce. To ona troszczy się o odwieczne korzenie i młode gałązki. Nakreślmy więc bliżej wizerunek polskich kobiet. „Są silne, odważne, głęboko przejęte rodziną i troską o dzieci. Są pełne prostoty, wytrwałe, pracowite, gotowe do stawiania czoła zdarzeniom i do działań u boku mężczyzn dla dobra wspólnego”. Matka Laura Meozzi wyczuwała siłę tkwiącą w polskiej rodzinie, mimo wszelkich dziejowych spustoszeń. W tradycyjnym, wieczornym błogosławieństwie ojcowskim, w pozdrowieniu „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”, wypowiadanym przy wejściu i wyjściu z domu, w tych modlitwach odmawianych na klęczkach, na gołej ziemi – a w chwilach szczególnie ważnych – krzyżem na ziemi. /str. 25/
Propozycja włączenia się w projekt
IX – BYĆ NADZIEJĄ NADZIEI – DZIECI Z PERYFERII
Z Księgi Rodzaju
Po tych wydarzeniach Pan tak powiedział do Abrama podczas widzenia: «Nie obawiaj się, Abramie, bo Ja jestem twoim obrońcą; nagroda twoja będzie sowita». Abram rzekł: «O Panie, mój Boże, na cóż mi ona, skoro zbliżam się do kresu mego życia, nie mając potomka; przyszłym zaś spadkobiercą mojej majętności jest Damasceńczyk Eliezer». I mówił: «Ponieważ nie dałeś mi potomka, ten właśnie zrodzony u mnie sługa mój, zostanie moim spadkobiercą». Ale oto usłyszał słowa: «Nie on będzie twoim spadkobiercą, lecz ten po tobie dziedziczyć będzie, który od ciebie będzie pochodził». I poleciwszy Abramowi wyjść z namiotu, rzekł: «Spójrz na niebo i policz gwiazdy, jeśli zdołasz to uczynić»; potem dodał: «Tak liczne będzie twoje potomstwo». Abram uwierzył i Pan poczytał mu to za zasługę. /Rdz 15, 1-6/
Z historii
W połowie czerwca zorganizowano całodzienną wycieczkę. Dzieci, siostry, dziewczęta – wszyscy wyruszyli na odkrycie świata. Napotkali malutką wioskę. Psy zaczęły ujadać, rozgęgały się gęsi. Ludzie powychodzili z domów. Widok tych małych dzieci, dziewczynek i chłopców teraz już lepiej wyglądających, o zaróżowionych policzkach i uśmiechniętych buziach wzruszył wieśniaków. Pobiegli do obór, wydoili krowy, kobiety przyniosły duże garnki mleka i kroiły dobry chleb własnej roboty. Wokół garnków zgromadziły się dzieci. Z wielkich czerpaków piły mleko i maczały w nim chleb. Szkoda, że nie utrwalono tej sceny na zdjęciach! Ale wówczas, w tych zapadłych wsiach aparat fotograficzny był tylko marzeniem…
Wieść lotem ptaka niosła się od chałupy do chałupy, od gospodarstwa do gospodarstwa, od rodziny do rodziny. Przecież dzieci te nie były dziećmi „niczyimi”. To były „ich” dzieci. Razem z nimi powracało życie, odradzał się naród…
Dwudziestego siódmego czerwca w całej rodzinie salezjańskiej w Różanymstoku odbyło się uroczyste zakończenie roku szkolnego. Na Mszy św. śpiewanej obecni byli wszyscy uczniowie i nauczyciele. Początek wakacji! Naczelny referent do spraw sierocińców w województwie zarządził, by wszystkie dzieci posiadające rodziny – za zgodą tych rodzin – spędziły wakacje u krewnych. Było jednak wiele dzieci, o które nikt z rodziny nie zatroszczył się. Postarano się więc, by zacni, znani w okolicy z uczciwości wieśniacy mogli wziąć do siebie na okres wakacji chłopca lub dziewczynkę, traktując je jak własne dziecko. Tylko nieliczne dzieci pozostały u sióstr. Matka Laura wysłała więc obie siostry Anny, siostrę Walengę i Ścisłowską, by odwiedziły swe rodziny, po jakże długich latach rozłąki. Dla pozostałych dzieci codziennie organizowała przechadzki, zabawy na świeżym powietrzu, zawody i… pozwalała najadać się chlebem do syta! /str. 12-13/
Propozycja włączenia się w projekt